Jesień
Pawlikowska-Jasnorzewska Maria
Gąszcz złotoblady
jak zeschły wieniec dębowy,
jak stos listów pełnych miłości i zdrady,
o których już nie ma mowy. -
Obręcze gałęzi płowych
wiążą się w koszyk złoty -
Tam sarny wstają z klęczek, tu szeleszczą sowy
i wiewiórki wyskakują jak z groty.
Orzechy potrójne zwisają jak z półek,
słońce jak driada przemyka się schylone,
a fauny wabią w tę i w tę stronę,
naśladując głosy kukułek.
Na niespodzianej i okrągłej łące
stanęła sama jesion w amazonce czarnej,
w woalce bladej -
i wsparta na klaczy swej złotogniadcj,
oczami zranionej sarny
patrzy na liście lecące - - -
Zdejmuje złoty trykom, patrzy na zegarek
wstrząsa obcięte włosy, malowane henną,
i zaciska powieki fiołkowe i stare
i płacze rosą jesienną.
Nie ma
piękniejszego poranka od tego, który budzi słońcem. Wstaję i oczom nie wierzę:
pięknie, słonecznie i kolorowo za oknem. Chce mi się krzyczeć z radości.
Ileż
ciepła jest w tym słońcu, w tych kolorach. Moje serce wyskakuje ze szczęścia.
Nic mi więcej nie potrzeba, tylko słońca i miłości.
Wspaniałej
niedzieli Kochani Wam życzę :)
Beata
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz