Wisiorki jak buteleczki.
Takie mam skojarzenie. Dla mnie to jak buteleczki z lakierem
do paznokci.
Ciekawe jakie Wy macie skojarzenia?
Wisiorki są z rodzaju „konkretnej” biżuterii. Swoje mierzy,
swoje waży. Nic nie mają w sobie z delikatności i subtelności.
Wisiorki z kryształu i lawy wulkanicznej. Kryształ był
prawie przezroczysty, bez koloru. Miedź gdzie nie gdzie pokazująca swoje
ubarwienie spowodowała, że i kamień zmienił wizualnie swój kolor.
Wisiorki miedziane, powlekane cyną bezołowiową. Szlifowane,
patynowane, polerowane. Stylizowane na stare srebro.
Teraz tylko kilka zdjęć. Więcej może później.
A oto i one:
Pozdrawiam
Beata
PS.
PS.
Zrobiłam
pierwszy pierścionek z zastosowaniem techniki Tiffany. Pierścionek z lawy
wulkanicznej. Mój syn powiedział, że to bardziej kastet niż pierścionek, ale mi
się podoba. Chciałam na szybko zrobić zdjęcie jak wygląda na dłoni, ale jak
zobaczyłam swoją dłoń to zrezygnowałam.
Bardzo często myję ręce, bo pracę mam raczej brudną.
Nawilżam dłonie sporadycznie, bo mi w pracy przeszkadza, to możecie sobie
wyobrazić ich stan. Na zdjęciu nic nie da się ukryć, wszystko widać. Jutro
pokażę Wam na modelce. W pierścionku są co najmniej dwa błędy, ale to dobrze,
że je zauważyłam. Ten pierścionek to próba: czy potrafię. Teraz wiem, że tak,
pora na dobranie odpowiednich proporcji pomiędzy drutem a kamieniem. Później to
czysta praca techniczna jak w każdym wisiorze.
Chodzi mi
po głowie galwanizacja. Już czytałam, przeglądałam i zapoznałam się
teoretycznie z tą metodą. Biżuteria tak wykończona podoba mi się bardzo. Nie
będę oryginalna – pół świata tak robi, ale przynajmniej spróbuję - niebawem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz