Tak jak zaplanowałam, tak też póki co zrobiłam. Od dzisiaj
urlop. Tylko to nie jest urlop wypoczynkowy w górach, a urlop na uporządkowanie
swoich i domowych spraw.
Na co dzień dużo pracuję i prowadzę taką politykę domową: co
trzeba zrobić to robię, co może poczekać to czeka. Nie może jednak czekać w
nieskończoność.
Wyobraźcie sobie dom człowieka, który od dziecka coś maluje,
szyje, dzierga i zbiera.
Wszędzie są ślady mojego rękodzieła, mojej własnej
twórczości. Tyle tylko, że jest tego już tak dużo, ze za chwilę nie będziemy
mieli gdzie mieszkać. Ten tydzień to czas na uporządkowanie tego, częściową wyprzedaż.
Wiele razy już przybierałam się do tych czynności i nic. Pora już najwyższa zrobić
z tym porządek raz na zawsze.
W pracowni wcale nie lepiej. Bieżące porządki były, a jakże –
pisałam o nich, ale te gruntowne od dawna nie.
Chciałam powiedzieć, że dążę do minimalizmu, do ograniczenia
drobiazgów obok mnie, ale to dążenie chyba nigdy się nie ziści. W miarę ubytku
jednych rzeczy, ja już naprodukuję inne. Nie potrafię nic nie robić, nie znam i
nie znoszę pustki w życiu i próżni.
Postaram się jednak przynajmniej w znacznym stopniu to
ograniczyć.
Tymczasem pozdrawiam
Beata
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz