Zawieszki skończone.
W dużym skrócie opiszę proces ich powstania, a jak wiecie z
postów trochę czasu na nie poświęciłam.
Najpierw kamienie oplotłam drutem miedzianym. Umyłam,
odtłuściłam, przygotowałam do lutowania. Teraz lutowanie, cudowne zajęcie. Po
lutowaniu pozbyłam się różnych tlenków i dziwnych związków, potraktowałam je
kwaskiem, po czym wypłukałam wysuszyłam. Kolejna czynność to szlifowanie
szlifierką elektryczną. Brudna robota. Na początku źle dokręciłam szlifierkę i
w trakcje obluzowała się końcówka. Czy wiecie jakie mam odczucie, gdy to się
stanie. Szlifierka wtedy nie pracuje jakoś gładko, bo „trzęsie” nie tylko
dłońmi, ale całą osobą. Bardzo nie miłe uczucie. Po szlifowaniu znowu umyłam i
wysuszyłam. Później oksyda i płukanie i suszenie. Po tym, najdrobniejszym
papierem ściernym wygładzałam jeszcze powierzchnie. Znowu wyczyściłam i na
koniec polerowałam. Właśnie nie dawno skończyłam. Zdjęcia przy lampie - nie
wyszły najlepsze.
Pierwsza partia zawieszek, bardzo proszę:
Agat |
Agat z koralem |
Karneol |
Agat |
Agat.Skojarzył mi się z czekoladką, dobrą czekoladką. |
Howlit barwiony na czerwono |
Kwarc. Druga zawieszka z moich ulubionych. |
Agat. Kolejna czekoladka, tym razem z owocem kandyzowanym - tu cyrkonią. Taki dziwny trochę pomysł, ale takie też miewam. |
W trakcie opisanych czynności wydobyłam w pracach trochę
miedzi. Mi ten efekt bardzo się podoba, ale może przeszkadzać również. Rzecz
gustu. Zawieszki są teraz takie srebrne, jak stare srebro, z miedzianą poświatą
gdzieniegdzie. Zdjęcia niestety kiepskie, przepraszam.
Na dzisiaj zawieszek wystarczy. Nie mam więcej zdjęć. Jutro
ciąg dalszy. Muszę uciekać i zrobić kolczyki na dzisiaj.
Pozdrawiam
Beata
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz