poniedziałek, 4 stycznia 2016

Audyt wewnętrzny - mniej euforii, więcej zdrowego rozsądku

Przeprowadziłam audyt wewnętrzny w mojej firmie. Wiem, wiem – to powinien robić ktoś z zewnątrz. Jednak moje błędy są tak rażące, że i ja je zauważam.



Rok zaczynam wielkimi zmianami, uporządkowaniem wszystkiego co się da.
Przez ostatnie lata prowadzenia działalności uczyłam się na błędach, których było bez liku. Zawieszałam i odwieszałam działalność co powodowało, że traciłam swoich klientów.
Otwierałam i zamykałam kolejne sklepy, punkty sprzedaży przed potrzebnym czasem na „rozkręcenie się” strony.

Każdy nowy pomysł, kierunek od razu zaopatrywałam w stronę na FB, później sklep z nazwą właściwą dla danej działalności. I tak: jak prace z miedzi, to wszystko z miedzią w tytule, później kolorowe fatałaszki to znowu strona i nowa nazwa, później ślubne propozycje to nowy sklep na Etsy, strona na FB, Pinterest – w ten sposób potworzyłam kilka miejsc w sieci, których nawet nie jestem w stanie „ogarnąć”.

Coś zaczęte, nie rozwinięte i już zamknięte – tak w dużym skrócie mogłabym to opisać.
W ten oto sposób mam 2 sklepy na Etsy, jakieś tam inne gdzieś zapomniane miejsca sprzedaży. Kilka stron na FB.
To wszystko jest bez sensu, ale wydawało mi się, że będzie dobrze. Chciałam, aby klient łatwo i bezproblemowo trafiał na właściwą stronę. Tylko zamiast porządku zrobił się potężny bałagan.

Teraz – zdjęcia. Nie wszystkie są poprawne, brak opisów pod zdjęciami, brak tagów, linków.
Różne adresy sklepów na różnych portalach.
Różne ceny, różne promocje.

Najlepsze jest jednak to, że większość wytworzonych produktów, poza blogiem nigdzie była publikowana. Biżuteria tworzona, ale nigdzie nie udostępniona do sprzedaży. To takie robienie „do szuflady”. Nie ma satysfakcjonującej sprzedaży, a jaka ma być – pytam się – jak towar nie wstawiony do sklepu.
Wszystko razem podsumowując – jeden wielki chaos.

Moje kroki były chaotyczne, histeryczne i pozbawione jakiejkolwiek logiki i konsekwencji. Brak spójności działań doprowadził do takiego stanu, że nie panuję nad wszystkim.

Jeszcze dochodzi reklama. Owszem kilka, może kilkanaście produktów jest gdzieś poza blogiem pokazana, ale większość rzeczy niestety nie. Kolejne pytanie do siebie samej: jak klient ma coś kupić, jak nawet nie wie, że istnieję, nie widział nigdzie moich produktów, nic o mnie nie wie. Produkty są jakby w sklepie, ale jakby „pod ladą”.

To w dużym skrócie byłoby tyle. Teraz pora na przygotowanie planu naprawczego – i to szybko, w przeciwnym razie nastąpi wielkie „bum”. Firma to nie zabawa, to nie kolejne hobby, to zobowiązania z których należy się wywiązywać. Firma musi się rozwijać, nie może biernie czekać na to co przyniesie los.

Ten rok to czas na naprawę błędów, pozamykanie rozpoczętych spraw, uporządkowanie firmy. Mniej euforii, więcej zdrowego rozsądku. Koniec zabawy.
Z takim oto akcentem rozpoczynam ten tydzień.

Pozdrawiam

Beata

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz